Prośba o radę

93
Drogie Dzidki,
Piszę do Was z prośbą o radę i pomoc.
Próbowałem na Mikro, dostałem radę żeby napisać tu.
Z góry zaznaczam że wiem że to przez moją głupotę i chorą ambicje wyniesioną z domu. Proszę tylko o rady.
Mam teraz 25 wiosen na karku i nie daję już rady, powoli zaczynam pękać i nie mam pomysłu na to, jak sobie poradzić z życiem, które na każdym kroku coraz bardziej mnie dopierdala, w sumie na może własne życzenie. W skrócie nakreślę wam moją historię.
Wychowałem się w domu z trójką starszych braci, zawsze brałem ich za wzór, szczególnie jednego brata, wojskowego. Rodzice, mimo że było ciężko, zawsze starali się, żeby niczego nam nie brakowało, ale wiecie pewnie sami jak to jest. Jak tylko skończyłem technikum, poszedłem na studia gdzie dojebała mnie depresja. Mieszkałem wtedy już sam ze starszymi i dziadkami, bo bracia wyjebali dawno na swoje. Siedziałem w pokoju przez bite trzy miesiące i oglądałem pokemony pod kołdrą. Usłyszałem wtedy od braciaka, który był dla mnie wzorcem "może weź się zabij po prostu co? " i zamknął drzwi. Zapisałem się do psychiatry, ale termin miałem za 2 lata, więc jakoś poradziłem sobie z tym sam. Było dobrze przez 5 lat, ale teraz już nie daję rady. Przez całe życie pod względem związków dostawałem w chuj po dupie, co pogłębiało zamykanie się w sobie i depre. Jak tylko wszedłem w dorosłość, zdałem prawko i poszedłem do roboty, to dążyłem do bycia niezależnym, wzorem mojego rodzeństwa, słuchałem beznadziejnych rad, które wtedy wydawały mi się zajebiste. Wjebałem się w kredyty, samochody. Jakoś jeszcze dawałem radę. Rzuciłem studia, założyłem z drugim bratem firmę remontową, ale był chujowym szefem i tak chujowo zarządzał firmą, że nie widziałem z tego pieniędzy przez bity rok i splajtowaliśmy. Zmieniłem robotę i myślałem że wszystko będzie zajebiście, cały czas liczyłem na trzeciego brata i na to że założymy razem firmę, bo jesteśmy w tym samym zawodzie od lat (geodeci) i podbijemy świat. Chuja. Znowu zmiana pracy, lepsze perspektywy, przynajmniej wtedy tak myślałem. Sprzedałem auto, znajomej owego brata, wziąłem kredyt, kupiłem lepsze, droższe, oczywiście miałem wiadomego doradcę, wojskowego, przecież dasz radę, A długi i zobowiązania rosły, ale dawałem radę. Auto okazało się być trupem, w które wjebałem już tyle, za ile je kupiłem, co oznaczało dodatkowe długi. Jakiś czas temu poznałem kobietę, też po przejściach, ale myślałem że wszytko będzie dobrze. Po dwóch miesiącach znałem ją na wylot, byliśmy już w związku, układało nam się super, mówiliśmy sobie o wszystkich problemach, co nas gryzie, co jest nie tak. (tak myślałem do dzisiaj) Przez to co mi powiedziała kiedyś, czas nas goni jeszcze bardziej, do 30 musimy postarać się o dziecko (jesteśmy w tym samym wieku). Dzisiaj powiedziała mi, oczywiście nie sama z siebie, musiałem się wkurwić żeby mi to powiedziała, że ciągle się boi, przez wcześniejsze traumy, ale że wszystko co robię, robię bardzo dobrze i że nie ma w tym mojej winy. Kocham ją, nie chcę skulić ogona i uciec, bo nie po to mnie ma, żebym ją zostawił samą z problemami. Ale drodzy dzidowcy, ja już nie daję rady, bo dopierdalają mnie moje problemy, gdzie nie wystarcza mi już od pierwszego do pierwszego, mam rozjebaną psychikę przez dom i chore wzorce i chujowe życie emocjonalne, to do tego nie wiem jak jej pomóc. A charakter mam taki, że pomagam wszystkim na około, nie patrząc na siebie. Myślałem nad dodatkową, dorywczą robotą, ale ze mam taką robotę że to niestety niemożliwe, delegacje, nieregularne godziny pracy, ogólnie chujnia, za chujowe pieniądze. Do tego doszły płatne studia, pożyczki od znajomych, żeby związać końce. Pracy nie zmienię bo nie będę miał na spłaty długów. Nie wiem co mam robić, nie mam pomysłu, w tym natłoku myśli nie jestem w stanie wyłuskać nic sensownego. Coraz częściej sznur chodzi po głowie, ale to by znaczyło tchórzostwo i ucieczkę. Proszę, doradźcie mi, bo sam już nie daję rady.
Jak odbiorę auto od mechanika, to je sprzedaje, ale nie wiem co dalej.
0.05061411857605