Czas na poezję.
2 l
3
Zasłyszałem kiedyś bardzo piękny wiersz w jakiejś przeróbce Gothica. Treść autorstwa Jaremy Stępowskiego. Jest na tyle piękny, że postanowiłem wam go tu zapisać dla potomności.
Przepisywałem ze słuchu, więc mogły być błędy.
Nam strzelać nie kazano,
Wstąpiłem na działo,
Spojrzałem na pole,
O japierdole!
Saska kępa zielenieje,
Tańczą kurwy i złodzieje,
Milionerzy i gangsterzy,
Prostytutki i rozwódki.
Kurwa Palto ma rozdarte,
Pantofelki chuja warte.
Przyszedł rycerz w pięknej szacie,
Kazał wszystkim ściągnąć gacie,
A jak ktoś nie ścianie gaci,
To mu chuja utną kaci.
Wnet księżniczka tam się zjawia,
I sekrety im objawia,
Jak pierdolić na stojąco,
By nie było za gorąco.
Zaraz to na niej spróbował,
Ten skurwysyn co się schował,
Publicznie księżniczkę jebie,
Bo to było dziś w potrzebie.
Książe widzi zamieszanie,
A że miłe mu jebanie,
Mówi dziwce: "Kurwo stara,
Ja wyrucham cię tu zaraz!"
Pod publiczne to jebanie,
Ksiądz odprawia swe kazanie,
"Nie pierdolta się ludziska,
Bo się z żalu serce ściska!"
Ksiądz do nieba modły wznosi,
By przestali chce ich prosić,
Aż tu jakaś kurwa stara,
Księdzu obciągać się stara,
Taka kurwa nie popuści,
I wytrzyma aż się spuści.
Gdzieś tam w rogu Kościuszkowiec,
Też pierdolił, bo był wdowiec.
Nie zdradza nieboszczki żony,
Bo założył trzy kondony,
Lecz tak szybko ruszał małym,
Że kondony popękały.
A miliarder w pięknym geście,
Ściągnął majtki swe w proteście.
Widząc kat te machinacje,
Uciął chuja i miał racje,
Bo za forsę nie jebanie,
Lepiej darmo się dostanie.
Gangster choć ma forsy kupę,
Woli darmo jebać w dupę,
Złodziej z okazji korzysta,
Ciągle kradnie w rytmie twista.
Ściągnął kurwie z cycków stanik,
Choć by sama dała za nic,
Księdzu habit podpierdolił,
Gdy się ten spokojnie golił.
Lecz gdy spojrzał on na zbója,
Uciął se z wrażenia chuja.
Saska kępa zielenieje,
Patrzcie ludzie co się dzieje,
Tam rozwódka się pierdoli,
Sto numerów i nie boli,
Bo ma pizdę jak kapelusz,
Na raz potrzebuje wielu.
Więc ją pięciu na raz ściska,
Wkłada flaszkę do pizdziska,
I dopiero z flaszki boku,
Wkłada chuja jej do kroku.
W innym kącie jakaś kurwa,
Ciągła chuja aż się urwał,
Teraz flakiem się brandzluje,
Bo to lepiej jej smakuje,
Patrzę na to wszystko z góry,
Czarne nadpływają chmury,
Od pioruna blaskiem biło,
I jebanie się skończyło.
Teraz leżą tylko trupy,
W jasnym słońcu lśnią im dupy.
Przepisywałem ze słuchu, więc mogły być błędy.
Nam strzelać nie kazano,
Wstąpiłem na działo,
Spojrzałem na pole,
O japierdole!
Saska kępa zielenieje,
Tańczą kurwy i złodzieje,
Milionerzy i gangsterzy,
Prostytutki i rozwódki.
Kurwa Palto ma rozdarte,
Pantofelki chuja warte.
Przyszedł rycerz w pięknej szacie,
Kazał wszystkim ściągnąć gacie,
A jak ktoś nie ścianie gaci,
To mu chuja utną kaci.
Wnet księżniczka tam się zjawia,
I sekrety im objawia,
Jak pierdolić na stojąco,
By nie było za gorąco.
Zaraz to na niej spróbował,
Ten skurwysyn co się schował,
Publicznie księżniczkę jebie,
Bo to było dziś w potrzebie.
Książe widzi zamieszanie,
A że miłe mu jebanie,
Mówi dziwce: "Kurwo stara,
Ja wyrucham cię tu zaraz!"
Pod publiczne to jebanie,
Ksiądz odprawia swe kazanie,
"Nie pierdolta się ludziska,
Bo się z żalu serce ściska!"
Ksiądz do nieba modły wznosi,
By przestali chce ich prosić,
Aż tu jakaś kurwa stara,
Księdzu obciągać się stara,
Taka kurwa nie popuści,
I wytrzyma aż się spuści.
Gdzieś tam w rogu Kościuszkowiec,
Też pierdolił, bo był wdowiec.
Nie zdradza nieboszczki żony,
Bo założył trzy kondony,
Lecz tak szybko ruszał małym,
Że kondony popękały.
A miliarder w pięknym geście,
Ściągnął majtki swe w proteście.
Widząc kat te machinacje,
Uciął chuja i miał racje,
Bo za forsę nie jebanie,
Lepiej darmo się dostanie.
Gangster choć ma forsy kupę,
Woli darmo jebać w dupę,
Złodziej z okazji korzysta,
Ciągle kradnie w rytmie twista.
Ściągnął kurwie z cycków stanik,
Choć by sama dała za nic,
Księdzu habit podpierdolił,
Gdy się ten spokojnie golił.
Lecz gdy spojrzał on na zbója,
Uciął se z wrażenia chuja.
Saska kępa zielenieje,
Patrzcie ludzie co się dzieje,
Tam rozwódka się pierdoli,
Sto numerów i nie boli,
Bo ma pizdę jak kapelusz,
Na raz potrzebuje wielu.
Więc ją pięciu na raz ściska,
Wkłada flaszkę do pizdziska,
I dopiero z flaszki boku,
Wkłada chuja jej do kroku.
W innym kącie jakaś kurwa,
Ciągła chuja aż się urwał,
Teraz flakiem się brandzluje,
Bo to lepiej jej smakuje,
Patrzę na to wszystko z góry,
Czarne nadpływają chmury,
Od pioruna blaskiem biło,
I jebanie się skończyło.
Teraz leżą tylko trupy,
W jasnym słońcu lśnią im dupy.