Nalewka kebabowa

12
Nalewka kebabowa
Drogie Mirki, od dawna interesuję się alkoholem, co obecnie przejawia się w robieniu domowych nalewek. Większość jest raczej tradycyjna, ale czasem najdzie mnie na eksperymenty. Poniżej przedstawiam najdziwniejszy z dotychczasowych tworów. Jest to też moja pierwsza dzidka, więc proszę mnie sponiewierać bez żadnej wyrozumiałości. 

TL;DR - zrobiłem nalewkę z kebaba. Jakby ktoś chciał powtórzyć mój błąd i złamać Konwencję Genewską, to proszę bardzo. 

Na naleweczkę potrzebujecie: 
- 2 kebaby w lawaszu z ostrym sosem.
- 250 ml wódki 40%;
- sterylną gazę (taką z apteki) i duży słój (do tricku ze słoikiem, ale trochę innego, więc spokojnie). 

Na początek biegniecie do najbliższej porządnej budki z kebabem i prosicie perskiego księcia o dwa mega rollo na cienkim z ostrym sosem. Odbieramy zamówienie, machamy Ahmedowi i gonimy do domu zanim kebsiki wystygną. 

Zaczynamy od przygotowań - pierwszego kebsa wpierdalamy ze smakiem i nabieramy sił do dalszej pracy. Krok ten ma na celu sprawdzenie, czy pan Turas przyłożył się do swojej roboty no i nawpierdalanie się kebsa, bo to zawsze na propsie. Jak kontrola jakości poszła ok, to - tu zaskoczenie - jemy jeszcze tak z 1/4 kolejnego kebsa. Dopiero potem resztkę kebsa odwijamy ze sreberka i wkładamy go do sterylnej gazy. Teraz kluczowy element – gazę z kebsem musimy tak umieścić w słoju, aby  zwisały sobie jak jajca pod nakrętką i nie dotykały powierzchni alkoholu (czyli jak jajca dzidowca kobiety). Całość zamykamy nakrętką i owijamy taśmą jak chomika, aby uniknąć nieszczelności, a tym samym ucieczki alkoholu z pojemnika. 

Teraz odrobina teorii, czyli jak to mambo-dżambo ma nam dać w efekcie nalewkę kebabową. Wszystko za sprawą fizyki, na której za bardzo się nie znam, więc przedstawię cały proces w dużym uproszczeniu. Wódka w słoiku z czasem z nudów zacznie parować i unosić się w kierunku pokrywki, żeby spierdolić ze swojego Guantanamo. Na miejscu napotyka pachnącego kebaba, z którym wdaje się w płomienny romans jak p0lka z Mokebe na Erasmusie. Miodowe dni szybko się kończą, a wódka opada na dno, przesiąknięta przy tym wonią tureckiego dania. Po jakimś czasie cały trunek pachnie już orientem, kapustą pekińską i wąsami pana Turka.

Po tygodniu upewniamy się, że w lokalu nie ma innych ludzi ani kontroli z Sanepidu i przystępujemy do końcowego etapu. Co do zasady, kebsa powinniśmy od razu wypierdolić do kosza i zapomnieć o jego istnieniu, ale róbcie z nim, co tam chcecie. Alkohol natomiast wypada przefiltrować, bo mogło do niego wpaść trochę owoców miłości spotkania wódy z kebsem.  Najlepiej jest to zrobić przez filtr do kawy, dzięki czemu nalewka kebabowa ponownie stanie się krystalicznie czysta. Alkohol przelewamy do butelki, plombujemy i chowamy na wypadek konfliktu zbrojnego. 

Dobra, to tyle w dzisiejszym odcinku. Uprzejmie uprzedzam, że powyższy przepis przełożyłem z polskiego na dzidowy, a jakby ktoś chciał zobaczyć oryginalną wersję, to link gdzieś tam kołacze na dole (albo chuj wie gdzie). Pozdrawiam, rączki całuję i wypierdalam.
0.044397115707397