Pasta o Czterej Jeźdźcach Apokalipsy

4
Widzicie, życie na Ziemi wcale nie jest takie proste na jakie z pozoru wygląda. To znaczy, hej, na pewno jest bardziej lajtowo niż w świecie nadprzyrodzonym, przeplatającym się ze światem śmiertelników, który (kurewsko oryginalnie) ochrzciliśmy Czwartym wymiarem. Było tam co prawda trochę ciekawiej, ot jednego dnia polowaliśmy na anioły, drugiego ganialiśmy się z piekielnymi czartami i totalnie bez przypału sialiśmy chaos pod nosem samego Stwórcy, który w zasadzie chuja mógł nam zrobić, bo jak powiedział mu ten jego przydupas Janusz, będziemy potrzebni przy końcu świata, żeby pomóc przy rozpierdalaniu Ziemi w drobny mak. Brakowało nam jednak wielu dobrodziejstw cywilizacji, jakimi na przykład są whisky, burdele i wykop. Zresztą wybór nie był tak do końca nasz. Nie zeszliśmy na Ziemię z własnej woli, bo Wojna odpierdolił PEWNĄ AKCJĘ, która wkurwiła Stwórcę na tyle, że wystawił za naszą czwórką list gończy zarówno w Niebie, jak i Piekle. Może wam kiedyś o niej opowiem, ale serio – czasami wydaje mi się, że jestem jedynym ogarniętym członkiem tej pojebanej rodziny. Jak tylko Śmierć usłyszał, że jesteśmy w dupie, a Piekło i Niebo sprzymierzyli się, żeby nas zapierdolić, zaczął się opętańczo śmiać i wyleciał z domu z kosą w łapie. Dobrze, że Głód podłożył mu nogę i zapaleniec nadział się na to swoje naostrzone gówno, przez co mieliśmy go z głowy na tydzień i mogliśmy w spokoju pomyśleć co robić. W ten oto sposób zadecydowaliśmy, że musimy jak najszybciej spierdalać z Czwartego wymiaru, bo nawet my nie mieliśmy szans ze zjednoczoną armią obu królestw. No i gdzie mieliśmy się udać? Oczywiście, że na Ziemię. Jak tak teraz na to patrzę, to w sumie dobrze się złożyło, bo czekanie na koniec w świata zaczynało być już naprawdę nużące. A teraz mamy przynajmniej co robić.
Oto i my. Czterej Pierdoleni Jeźdźcy Apokalipsy. Żyjemy na Ziemi już dobrych parę lat, wciąż czekając aż Pan Buk zapomni o tym co odpierdolił Wojna i pozwoli nam wrócić do domu, ale wiecie co? Przestało nam na tym zależeć. Bawimy się świetnie i mamy zamiar tu zostać do jebanego końca świata. Wojna, jebany plejboj, znalazł sobie nawet jakąś loszkę, z tym, że jest pewien problem – ta jego blondyneczka jest w drugiej klasie liceum. Bo widzicie, schodząc na Ziemię mogliśmy wybrać sobie facjaty, ot coś w stylu kreatora w Simsach. Niby sztos, ale nawet to nie naprawi mojego ryja. Cóż, w końcu jestem Zaraza, wywołuję choroby i trądzik. Ale dlaczego sam muszę mieć ryj jak trędowaty? Nawet zapytałem o to kiedyś tego, jak mu tam, świeżego Jana. A ten mi mówi coś o tym, że nie każdy rodzi się pięknym i kluczem do osiągnięcia szczęścia jest nauczenie się żyć ze swoimi słabościami. Zajebałem mu w mordę bo w poważaniu mam takie kurwa rady, a ten skurwiel, żeby mi dojebać, dopisał o mnie parę wersów do swojej ewangelii, przez co na zawsze będę obnosił się z tym pryszczatym, czerwonym, krzywym ryjem. Trochę przykro, patrząc na moich braci. No dobra, jest jeszcze Głód, ale jego poza fast foodami nie interesuje nic, mógłby mieć całą mordę wymalowaną niezmywalnym gównem i nie zrobiłoby mu to w sumie żadnej różnicy, o ile wciąż miałby wstęp do KFC. Więc, jak już mówiłem schodząc na Ziemię mogliśmy zrobić sobie takie, nazwijmy to, awatary. Oczywiście wszyscy zrobiliśmy z siebie młodziutkich, ślicznych (poza mną) chłopców, których można było posądzić o bycie licealistami albo studenciakami. Dlatego właśnie Wojna, korzystając ze swojej pięknej buzi, poznał jakąś loszke. Ale dlaczego o tym mówię, zresztą już drugi raz – widzicie ten debil wciągnął nas w póki co najbardziej pojebaną akcję, jakiej doświadczyliśmy podczas naszego pobytu na Ziemi.
Podczas jednej z randek ona zapytała się naszego lowelasa gdzie się uczy/studiuje. Ten oczywiście zmieszany, myśli co powiedzieć, a ta zinterpretowała to w trochę inny sposób, zakładając, że pewnie go wyjebali czy coś i teraz wstyd mu się przyznać przez taką wielką damą jak ona. A ten debil? Oczywiście mówi, że tak tak, ale szuka nowej budy, gdzie mógłby się przepisać. Jak to się skończyło? Chyba nie muszę mówić.
Wrócił pod wieczór i mówi, że idziemy do jakiegoś gościa, żeby nam papiery skołował. My się tak patrzymy na niego jak na debila, którym jest, nie wiedząc o chuj mu chodzi, w końcu żyliśmy na Ziemi już kupę czasu bez takich niepotrzebnych świstków jak dowody osobiste i tego typu gówna. A ten nam mówi, że zapisuje nas do liceum. Śmierć kurwa spadł z krzesła i nadział się na swoją kosę, która stała oparta o ścianę za nim. Głód i ja patrzymy się na niego, zbyt zszkowani by cokolwiek powiedzieć. Zresztą nie mieliśmy nic do gadania. Chuj zapisał nas do Publicznego Liceum im. Jakiegoś Jebanego Profesora, którego nikt nie zna i który nic nie zrobił. A wszystko po to, bo chce zabolcować jakąś loche i boi się sam wciskać w środowisko tych ameb umysłowych zwanych licealistami. No kurwa, błagam. Przez tego pe..ła zacząłem nawet nakładać sobie podkład, żeby choć trochę ukryć swoją szpetną mordę i móc wyjść na ulicę bez maski albo kaptura zaciągniętego pod brodę. W sumie nie robiliśmy tego pod przymusem, byliśmy zdania, że bekowo będzie zobaczyć jak to jest, być młodym i głupim śmiertelnikiem, plus, mieliśmy okazję podziwiać naszego Alvaro w akcji, co w samo sobie było pierwszorzędną komedią, wartą zmarnowania tych kilku godzin dziennie.
Niestety, Śmierć i Głód trafili do innej klasy, a ja wraz z Wojną trafiłem do najgorszej grupy społecznej z jaką przyszło mi się kiedykolwiek zetknąć. Do klasy HUMANISTYCZNEJ.
Zaczęło się niewinnie.
- Maciek.
- Jestem!
- Ola.
- Jestem!
- Wo... Wojna?
- Obecny!
- Eeee, dobra... Filip.
- Jestem.
- Zar... Co do chuja?
- Obecny!
- Kto wam nadawał te imiona ja przepraszam bardzo. – katechetka ewidentnie nie była specjalną fanką ewangelii świeżego Janusza.
- No, ten jak mu tam, Jasiek, wie Pani, ten przydupas Jezusa, z którymi łapali se ryby.
Kobieta wybiegła z klasy z krzykiem, że są z nas małe szatany i w ogóle co my robimy w jej katolickiej szkole. Później było trochę lepiej, nauczyła się nie poruszać tematu Apokalipsy, bo jak tylko padło choć jedno zdanie na ten temat, Śmierć zdejmował drzwi z kopa i wymachując kosą zaczynał wykrzykiwać jakieś randomowe łacińskie sentencje, których znaczenia sam pewnie nie znał. Raz nasza wychowawczyni się wkurwiła i zajebała mu tą kosę, ale on wykradł ją z magazynku następnego dnia, zastępując jakąś inną, którą znalazł na polu pod miastem.
Inna akcja – Głód zamówił sobie do szkoły kilkanaście kilogramów nuggetsów z Maca i cały dzień ciągnął za sobą wielkie pudło, co jakiś czas zatrzymując się po to by opierdolić małego kurczaczka w kilkucentymetrowej panierce. W sumie to nawet szanuję, choć sam bardziej preferowałem typowo domowe żarcie. Podobno na matmie założył się ze Śmiercią, że trafi nauczyciela prosto w ryj jednym z tych nuggetsów. Zakład wygrał, ale ledwo się później wyłgał od wyjebania ze szkoły.
W ogóle zabawna sytuacja bo we wtorkowe popołudnia, podczas gdy my z Wojną i jego dupeczką mieliśmy matmę, Głód i Śmierć mieli fizykę, w sali dokładnie pod nami. Tak się składa, że siedzę akurat przy oknie, więc Śmierć pewnego razu wspiął się po rynnie na poziom naszego piętra i zaproponował mi grę w kości na hajs, bo mu na drożdżówkę w sklepiku nie starczy. Skisłem srogo, ale mówię no k, czemu nie. Przypał był tylko trochę, bo baba od matmy wydarła się na mnie, że co ja tam robię z tyłu. Moja odpowiedź, że gram w kości ze Śmiercią nie była chyba tą, której oczekiwała.
W ogóle kurwa, Śmierć chyba najlepiej się odnalazł w tym środowisku. Ze swoją ped..ską, czarną grzywką, kompletnie nie pasującym do niego gromkim basem i uwielbieniem memów o samobójstwie i bezsensie istnienia, szybko znalazł sobie paru kolegów, równie zjebanych co on sam.
U mnie było trochę gorzej, wszystkie przerwy starałem się spędzać albo w kiblu, albo gdzieś w kącie, żeby ludzi nie straszyć, ale raz miałem taką sytuację, że podbiła do mnie jakaś loszka, takie intrygujące 8/10 w porywach nawet do dziewiątki.
- Siema Zaraza, co tam? Jak ci się podoba na naszym ziemskim padole, Jeźdźcze Apokalipsy?
Odetchnąłem z ulgą bo laska najwyraźniej wiedziała kim jesteśmy i nie musiałem dłużej tego ukrywać.
- Ogólnie całkiem sztos. Miałem już w sumie dość napierdalania się z aniołami i demonami, wakacje na Ziemi to całkiem miła odmiana. – uśmiechnąłem się promiennie.
Dziwnie się na mnie spojrzała, ale ja kontynuowałem dalej.
- Wbiliśmy tu w zasadzie tylko na chwilę, ale chyba zostaniemy na dłużej, tym bardziej, że Wojna wyczaił jakąś dziołchę, którą ma zamiar przelecieć. Zresztą, Stwórca wciąż jest na nas wkurwiony za to co odjebaliśmy i chyba...
- Jesteś pojebany lol.- stwierdziła i ruszyła korytarzem. Dogoniłem ją szybko i nie myśląc o konsekwencjach, złapałem za rękę.
- Spierdalaj zboczeńcu! – wrzasnęła i uciekła.
Dwa dni później zdechła na syfilis. Dobrze ci tak kurwo.
Mimo, że zarażanie ludźmi randomowymi śmiertelnymi chorobami bez powodu było wbrew zasadom jakie ustaliliśmy z chłopakami, nie mogłem się powstrzymać, żeby od czasu do czasu nie pobawić się swoimi mocami, bo pod tym względem byłem na swój sposób unikalny. Głód mógł co najwyżej odchudzać grube lochy, wysysając z nich tłuszcz i dusze (super moc kurwo), Śmierć poza kosą był zwykłym przegrywem z myślami samobójczymi (XDDDDD), no a Wojna to po prostu plejboj, który napierdala się z każdym kto krzywo na niego spojrzy. Żaden z nich nie pozna nigdy tej satysfakcji jaką jest zarażenie trądem kogoś kto ci nadepnął na odcisk. To właśnie spotkało naszego byłego matematyka, ale z tego akurat nie jestem specjalnie dumny. Mogłem znaleźć bardziej subtelny sposób na podwyższenie oceny.

Całość na fanpagu (jebany limit dziesięciu tysiący znaków): www.facebook.com/CzterejJezdzcy/


0.097267866134644