- A co jeśli on tylko ściemniał, albo zataił coś co wie? - zapytał nagle Jones.
- To jest możliwe. Nawet prawdopodobne. Po prostu nie mamy innego wyjścia, niż mu uwierzyć. - odparł, otwierając drzwi następnego hangaru. W tym znajdowało się kilka maszyn z czasów II wojny światowej.
- Pierwsza grupa wróciła. - odezwałą się krótkofalówka. Mają jedzenie i wodę całkiem sporo. Wyglądają na racje żywnościowe, wojskowe i chyba jakiś filtr do wody. Zostało czterech młodych i wy. Powodzenia.
- Kurwa, mogłeś ostrzec, chcesz żebym padł na zawał? - warknął.
- Jeśli tk łatwo cię przestraszyć to zastanawiam się czy to dobrze że jestem tutaj z tobą.
Otworzył pierwszą metalową szafkę.
- Wąż gaśniczy, nada się do zrobienia awaryjnego wyjścia z budynku.
Cykanie rowerów roznosiło się po hangarze. Słońce było już całkiem wysoko. Temperatura gwałtownie rosła.
- Chyba nic z tego. - mruknął.
Jones od dłuższej chwili zniknął mu z oczu.
- Wygląda na to, że jest sprawny. Części ma na swoim miejscu.
Powiedział Jones prowadząc stary motocykl.
- Prezentuję HDT M1030. Wygląda na to że ma coś w baku.
- Powinniśmy spróbować go odpalić. Jeśli jest niesprawny to targanie go do wierzy jest stratą czasu. Faktycznie, widać że jest to egzmplarz namiętnie eksploatowany, jednak wydaje się że warto byłoby zaryzykować próbę odpalenia go. Płyny ma. -dodał po krótkiej inspekcji.
- Wiesz, może lepiej otwórzmy drzwi i przygotujmy tę bańkę. W razie konieczności ucieczki będzie o wiele łatwiej. - Jones postawił motocykl na stopce i ruszył w stronę drzwi.
Postanowił chociaż pobieżnie sprawdzić jeszcze kilka szafek. Znalazł smar, przestarzałą apteczkę i pistolet na race, które schowane były w apteczce. Wyglądały na sprawne, bandaż absorbując wilgoś z powietrza utrzymał je w dobrym stanie. Do torby włożył kilka podstawowych narzędzi, kombinerki, klucz francuski, taśmę klejącą i kilka sróbokrętów.
Krótkofalówka znów się odezwała, tym razem jednak sygnał był przerywany, nie mogli zrozumieć o co chodzi.
- Szlag, nie mogę otworzyć wiaty.
- Nie szkodzi, wypchniemy go tyłem. Spróbujemy odpalić w drodze powrotnej. Nie zrezygnujemy z niego, po prostu zostawmy go na zewnątrz.
- Robi się gorąco. - mruknął Jones.
Odstawili motor. Oparci o ścianę palili papierosa. W trawie obok rozerwanego ogrodzenia dostrzegli coś błyszczącego. Łuski pocisków jeszcze złociły się w gęstej roślinności. Wiodąc wzrokiem po konarze drzewa w końcu z zadartmi głowami patrzyli na jego koronę. Na jej gałęziach znajdowały się nabite zwłoki jakiegoś mężczyzny, ze zmiażdżoną klatką piersiową i licznymi ranami ciętymi. Po wyschniętej krwi wnioskowali, że jest tam już od dłuższego czasu. Powoli wycofali się spowrotem do hangaru, po czym przymknęli drzwi.
- Lepiej zapalmy sobie tutaj. - mruknął.
- Też tak uważam. Kurwa, jak on się tam dostał?
- Jones, to chyba logiczne. Był wbity na gałęzie.
- Coś rzuciło nim na tyle mocno, by skończył nadzany na gałęzie kilkanaście metrów nad ziemią? Niy co takiego zrobiłoby z niego szaszłyk i spokojnie odeszło nawet nie ruszając zdobyczy?
Spojrzał na niego wymownie. Po raz pierwszy widział jak Jonesa ogarnia strach. Poklepał go po ramieniu.
- Wyluzuj, poradzimy sobie. Na przykładzie kolegi widać, że nawet broń palna na niewiele się nada. Musimy się ukrywać i zachowywać w miarę cicho. Masz dość wrażeń? Chcesz wracać?
- Po co? Żebyś mógł mi powiedzieć że jestem miękką cipą?
Mężczyzna się spiął i nim zdążyłzaprotestować, ruszyłza ogrodzenie.
- Jones, wracaj tutaj! - szeptał najgłośniej jak tylko mógł.
Krótkofalówka znów zatrzeszczała. W szumie dało się słyszeć tylko jedno słowo, które spowodowało rozlanie się żaru i chłodu na raz po całym jego ciele. Nie miał czasu na myślenie.
W jego głowie jak syrena strażacka wyło "zagrożenie".