NAUKA NIE IDZIE W LAS (BAJKA BIAŁORUSKA)

10
Pewien człowiek szedł przez las, a tu niespodziewanie wyskoczył rozbójnik i schwycił go za pierś.
- Oddawaj pieniądze, jeżeli ci życie miłe.
Nie myśląc długo, rąbnął człowiek rozbójnika w ucho i ten rozciągnął się jak długi. Wtedy człowiek go skopał, a potem wyjął scyzoryk, rozciął zbójowi na plecach ubranie, zdarł mu z grzbietu pas skóry i poszedł sobie dalej.
Po wielu latach człowiek ten jechał nocą przez tę samą puszczę i zabłądził. Błąkając się po zaroślach natrafił na chatkę. Wszedł do środka i dojrzał starca obracającego wrzeciono, kobietę krzątającą się przy piecu i czterech potężnych chłopów. Wystraszył się podróżny bardzo, ale nie mógł już się cofnąć, więc rzekł ,,pochwalony” i opowiedziało swoim kłopocie.
- Zostań, człowiecze – odrzekł starzec – rozwidni się, a wtedy synowie wyprowadzą cię na drogę.
Kobieta poczęstowała podróżnego wieczerzą, a gdy się posilił, starzec, widząc niepokój gościa, odezwał się znowu:
- Niczego się nie obawiaj, bo u nas nawet włos z głowy ci nie spadnie. Przyznam szczerze, że sam byłem kiedyś rozbójnikiem, ale zarzuciłem to zajęcie dzięki pewnemu człowiekowi. Nie wiem, gdzie on teraz jest. Jeżeli umarł, niech mu będzie dane królestwo boże, jeżeli zaś żyje, to niech mu Bóg życie przedłuży. Dzięki niemu sam stałem się człowiekiem i swoich synów na ludzi wychowałem.
Zdumiony podróżny spytał:
- A cóż takiego ten człowiek wam uczynił?
Wtedy starzec zdjął koszulę, pokazał na plecach bliznę i rzekł:
- O, patrz, dzięki temu zrozumiałem swoje błędy i pomagam innym wystrzegać się błędów.
Podróżny postawił wszystko na jedna kartę:
- Czy to się stało w tym lesie, tyle a tyle lat temu?
- Tak, a skąd ty o tym wiesz?
- Wiem, bo to ja was tak rządziłem.
Rzucił się starzec ku niemu i przytulił. Żona i synowie poszli w jego ślady. Żyli odtąd ze sobą jak rodzeni bracia, wspierali się wzajemnie i jeździli do siebie w goście.


https://www.facebook.com/Dawne-Dzieje-111766950737088
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

O WDZIĘCZNYM MROZIE Bajka Białoruska

4
Pewien chłop mieszkał wspólnie z matką i z teściową. Żona wciąż go męczyła, aby swoją matkę wywiózł w pole i pozostawił na mrozie. Dokuczała mu, dokuczała, aż wreszcie usłuchał. Wywiózł matkę w krzaki i zostawił.
Leży kobiecina, postękuje, aż nadszedł Mróz i pyta:
- Mróz doskwiera, staruszko?
- Przyszła jego pora, to i doskwiera.
I zaczęła na wszelkie sposoby wychwalać zimę. Ucieszyło to Mroza. Dał więc babce nowy kożuch i odleciał z wiatrem.
Nazajutrz przyjechał syn, aby zabrać zwłoki matki i po kryjomu pochować. Zdziwił się bardzo, gdy zobaczył matkę odzianą w piękny kożuch i zupełnie zdrową.
Przywiózł chłop matkę z powrotem do domu. Żona z zazdrości nie mogła sobie miejsca znaleźć. Tak bardzo podobał się jej nowy kożuch.
Zaczęła więc nalegać na męża, aby jej rodzoną matkę na mróz wywiózł.
Wywiózł chłop wieczorem teściową w to samo miejsce, w którym pozostawił poprzedniej nocy swoją matkę i wrócił do domu.
Siedzi starucha pod krzakami i zębami z zimna dzwoni, aż przychodzi Mróz i pyta:
- Mróz doskwiera, staruszko?
- A niechby go piorun ognisty strzelił.
Nie spodobała się taka odpowiedź Mrozowi. Zaczął więc dmuchać i mrozić, aż zamroził starą na śmierć.
Nazajutrz pojechał wieśniak po teściową. Gdy znalazł się na miejscu, zobaczył skostniałego trupa. Wrzucił go do sań i przywiózł do domu.


https://www.facebook.com/Dawne-Dzieje-111766950737088
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

O ANDZI, CO SZATANOWI PORADZIŁA (Legenda Polska - Kurpie)

5
O ANDZI, CO SZATANOWI PORADZIŁA
Pod samiuśkim borem, w starej chacie za wsią, mieszkała sama, jak ten palec tylko jedna, stara Andzia. Nikt do niej nie zaglądał, ona też z chałupy prawie nie wychodziła i tak żyła nieboraczka sama. Najstarsi ludzie gadali, że dawniej z Andzi, to była szykowna dziewczyna. Na gębie rumiana, a włosy białe jak ten len, zawsze w dwa grube warkocze splatała. Jak gdzie jakaś muzyka była, to już ze trzech kawalerów nad wieczorem po zapłociu się plątało, żeby Andzię na nią zabrać. A różni do niej przychodzili. I z Antonii i z Zalasa, nawet i z samego Myszyńca parę razy żelaźniakiem przyjechał taki jeden.
A to albo z którymś poszła, albo tylko się przed domem zakręciła i z powrotem do chałupy. Taka była kapryśna. Ojciec z matką, to już prawie pousychali ze zmartwienia, bo czas by już najwyższy Andzi do żeniaczki, a ona ani słuchać nie chciała. Mnie tam się żaden nie spodobał i już! – mówiła – Jak kto przysłał w rajby, to Andzia zaraz uciekała z chałupy i tyle ją widzieli.
Lata mijały, a naszej Andzi rozumu ani na ćwierć nie przybyło. Nareszcie z tego zmartwienia rodzice poumierali, a Andzia została się sama. Żyła tak nieboraczka parę lat bez żadnej pociechy w tej starej chałupie. Ogarniała swój skromny dobytek jak mogła, a przed zmrokiem zawsze siadywała na ławkę pod szczytem i rozplatała te swoje białe warkocze.
Pewnego razu, a było to w wigilię świętego Jana wieczorem, przyszedł do Andzi kawaler jakiego się nie spodziewała. Na gębie to był taki przystojny, że Andzi aż tchu zabrakło. Ubrany był po miastowemu, ale cały na czarno . Nie zauważyła Andzia, że ten kawaler zamiast nóg to miał kopyta, z tyłu ogon, a na głowie dwa małe różki. Doczekała się nareszcie kawalera szatana. Tak się w nim zakochała, że i duszę obiecała mu za dziesięć lat oddać, aby tylko mężem jej został. Żyli ponoć przez te dziesięć lat, jak te dwa gołąbki. Każdą robotę zawsze przed ludźmi skończyli, choć nie widać było wcale, żeby co robili. Przeważnie to on pole obrabiał i oporządku w oborze pilnował. Każdy wiedział, że Andzia nie z pszennej mąki pieczona i byłe komu rządów swoich wprowadzać nie da. Toteż uwijał się diabeł jak tylko mógł, a czasem i ścierą po tym swoim kręconym czarnym łbie dostał, jak co zaniedbał. Raz to nawet chciał duszy zaniechać i uciec, ale Andzia przytrzymała go za ten czarci ogon i został.
Nareszcie przyszedł czas i szatan zachciał Andziowej duszy. Rada nie rada poszła nasza Andzia z diabłem w te piekielne czeluści. Nie przyszedł tydzień, a diabły z powrotem Andzię na ziemię odesłały. Taką już widocznie miała naturę, że gdzie nie poszła, tam się musiało na jej ostać i już!
I tak do dziś żyje sama w swojej starej chacie pod borem i zawsze przed zmrokiem siada na ławce pod szczytem i rozplata swoje siwe warkocze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

KOBIETA I NIEDŹWIEDŹ (Bajka Białoruska)

13
Pewna kobieta zbierała w lesie jagody. Zobaczył ją tam niedźwiedź, porwał, uprowadził do barłogu i zaczął pilnować. Przynosił jej chleb i miód. Kradł też dla niej z płotów ubrania. Z kobietą tą niedźwiedź żył jak z żoną. Po pewnym czasie urodziła dziecko.
Pewnego razu, gdy niedźwiedź poszedł po jedzenie i ubranie, kobieta zostawiła dziecko i uciekła. Wrócił niedźwiedź, zobaczył że nie ma żony, chwycił dziecko i pognał jej śladem. Biegła kobieta, biegła i dopadła rzeki, po której płynęli ludzie na łódkach. Zaczęła wołać o pomoc. Gdy dobili do brzegu, kobieta wsiadła do łódki i odpłynęła. Za chwilę nadbiegł niedźwiedź. Skoro dojrzał odpływającą żonę, uniósł w łapach dziecko i ukazywał je matce.
Gdy kobieta dotarła już do przeciwległego brzegu, niedźwiedź rozerwał dziecko, wrzucił do wody i zniknął w lesie.
KOBIETA I NIEDŹWIEDŹ (Bajka Białoruska)
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1602578163147