Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?

124
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Dzidki, w końcu nadeszła ta chwila, kiedy postanowiłam sprostować pewne rzeczy i napisać o antyfeminizmie. Zwłaszcza, że częściej jest przedstawiany w bardzo negatywnym świetle i podlega mocnej, feministycznej narracji. Jeśli coś jest odbierane przez feministki III fali jako wróg, to jest to często patriarchat i antyfeminizm. Dlaczego w ogóle w ostatnich latach antyfeminizm zyskuje coraz większą popularność wraz ze wzrostem uprzywilejowania feminizmu, podobnie jak innych ruchów tzw. social justice (LGBTQ+, BLM, ideologii gender, #meetoo i innych)? Po prostu wiele tego typu ruchów prowadzi bardzo agresywną politykę, coraz częściej pomijająca realne dane czy rzetelnie przeprowadzone badania naukowe. Zyskują na sile popierane przez coraz większą ilość korporacji, które często niekoniecznie zgadzają się z ideologiami, ale robią to, żeby zadbać o swój PR.

Kolejnym aspektem wzrostu antyfeminizmu i tego, że ten ruch popierają już nie tylko mężczyźni, ale i kobiety jest ogromna fala absurdu ze strony feministek III fali i wschodzącej aktualnie IV fali. Co znacząco odbiera od tego, o co kiedyś walczyły sufrażystki czy emancypantki w trakcie I oraz II fali (czyli m. in. o prawa wyborcze, prawo do edukacji, pracy i tym podobne racjonalne prawa). Niestety wraz z III falą, feminizm stał się taką karykaturą, że nie tylko widzą w nim problem mężczyźni, ale również coraz więcej kobiet. Postaram się wyjaśnić najlepiej, jak umiem, o co chodzi z tym całym antyfeminizmem, z czym jest mylony, jak aktywistki feministyczne wykorzystują swoją pozycję zdobytą dzięki różnym ustawom antydyskryminacyjnym i równościowym w przestrzeni publicznej i jak posługują się technikami manipulacyjnymi informacją oraz cancel culture do nadania antyfeminizmowi przesadnie negatywnego obrazu. Postaram się sprostować kilka rzeczy i wyjaśnić w czym leży problem. Nie mówię też, że wśród antyfeministów nie ma fanatyków czy osób popadających w skrajności, ponieważ bądźmy szczerzy – w każdym ruchu społecznym to się zdarza i zawsze znajdą się tacy, z powodu których takie rzeczy będą mieć miejsce. Dlatego zachęcam do własnych przemyśleń i refleksji, wyrobienia sobie własnej opinii w tym temacie.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Czym w ogóle jest ten cały antyfeminizm i na co to komu?

Antyfeminizm jest to nie tyle ruch społeczny, co stanowisko sprzeciwiające się ideologiom głoszonym przez ruch feministyczny. Nigdy nie uformował się w jasny ruch społeczny ze względu na dużą różnorodność odmian, stopień zaangażowania i rozbieżność postaw. Chociaż charakteryzowało go kilka cech wspólnych, a nawet (podobnie jak feminizm) dzielił się na fale – z tym, że zamiast czterech były to jedynie dwie, a same przemiany w obrębie antyfeminizmu zachodziły znacznie wolniej, niż feminizmu. Warto tutaj podkreślić, że często jest mylony z mizoginią, seksizmem, Red Pill, MGTOW czy anty-SJW (anti Social Justice Warriors), ale o tym akurat dalej, bo jest to szersze zagadnienie wymagające omówienia różnic z osobna.

Antyfeminizm towarzyszy feminizmowi niemalże od jego początku. Założeniom I oraz II fali feminizmu sprzeciwiała się I fala antyfeminizmu, którą stanowili wtedy głównie mężczyźni, jako że kobiety nie miały jeszcze praw do brania udziału w głosowaniach, edukacji czy podjęcia pracy zawodowej. Jednak inaczej zaczęła wyglądać sprawa z nadejściem III fali feminizmu, kiedy już kobiety posiadały prawa wyborcze, do edukacji, pracy, równego traktowania w przestrzeni publicznej – zaczęła się słynna walka z patriarchatem i ogólnie mężczyznami, ale także o wiele problemów, które wcześniej nie były jako takie postrzegane przez feminizm I czy II fali, czyli walka przeciwko tzw. „szklanemu sufitowi”, o feminatywy, równą ilość zatrudnionych kobiet i mężczyzn w miejscach pracy czy na kierowniczych stanowiskach, przeciwko przejmowaniu nazwiska po mężu jako oznaki prób administracyjnego uciemiężenia kobiet, posądzenia o gwałt czy molestowanie nawet za takie rzeczy, jak zagwizdanie na widok kobiety, spojrzenie się na jej biust i inne, dokładanie starań, aby pozbyć się wszystkich różnic między płciami i dążąc do uzyskania androginicznego społeczeństwa czy nawet wśród niektórych odłamów feminizmu do zamiany ról – nic więc dziwnego, że również antyfeminizm w obliczu tego problemu rozwinął się i wszedł w swoją II falę – tym razem jednak przyciągając również zwolenników w postaci kobiet, które nie godziły się na burzenie porządku społecznego, do czego zaczął dążyć feminizm III fali walcząc coraz częściej wręcz o przywileje dla kobiet pod przykrywką kontynuacji walki o równouprawnienie. Ale jakie to równouprawnienie, skoro mężczyzn się nie szanuje postrzegając ich ogólnie jako źródło problemów kobiet czy też jeśli kobiety zyskują przewagę, nagle feministki nic nie mówią o równouprawnieniu płci? Niestety już z nazwy słowo „feminizm” uformowane jeszcze u schyłku II fali feminizmu wskazuje, że chodzi o interes kobiet i walki o ich prawa, a nie o obie płcie, czym często mydli się oczy chcąc wywalczyć kolejne prawa lub przywileje dla kobiet („femina” – kobieta).
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Antyfeminizm (zwłaszcza II fali) podkreśla, że nie istnieje osiągnięcie całkowitej równości płci, że każda z płci ma istotne społecznie role do odegrania, zaś różnice między płciami wcale nie są złe, a nawet korzystne. Traktuje również o różnicy między wartościami często wyznawanymi przez mężczyzn a przez kobiety, różnice w sferze psychicznej, emocjonalnej, biologicznej, rozrodczej, intelektualnej i innych. Sprzeciwia się ideologii męskiej supremacji, która jest promowana przez III i IV falę feminizmu. Często zarzuca feminizmowi, że ma charakter osobisty, gdyż feministki bardzo często wykazywały tendencje do przenoszenia własnych doświadczeń na ogół społeczeństwa i rozpatrywania ich poprzez osobiste urazy. Często kobiety, które przyłączyły się do antyfeminizmu II fali podkreślają, że feministki mają tendencje krytykować wybory kobiet nie będących w zgodzie z ideologią feministyczną. Posądzają je niekiedy o próby narzucania własnych przekonań czy stosowania agresji słownej i manipulacji poprzez sugerowanie im, że jeśli nie są za feminizmem, są wrogiem kobiet. O ile antyfeminizm I fali miał charakter głównie konserwatywny, o tyle II fala jest już bardziej zróżnicowana.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Fale feminizmu i antyfeminizmu – Zarys ogólny

Feminizm – fale:

I fala – Trwała od 1792 roku do lat 20. i 30. XX wieku (w zależności od kraju). W Polsce pierwsza fala przyszła dopiero w 1800 roku i zakończyła się w latach 30. XX wieku. Głównym celem była walka o prawa wyborcze dla kobiet w różnych krajach świata, o prawo do głosowania na tych samych zasadach, co mężczyźni. Walczyły o to kobiety zwane sufrażystkami, zaś nieco później, kiedy rozpoczęła się walka o prawo do edukacji - emancypantkami (wtedy pojęcie „feminizm” i „feministka” nie były jeszcze znane). Określano go jako jeden z ruchów liberalnych mających na celu wyzwolenie kobiet w postaci przyznania im praw wyborczych. U schyłku tej fali pojawiła się kwestia walki o prawa kobiet do edukacji, która weszła już wtedy w niektórych krajach, chociaż początkowo na zasadzie rozdzielnych szkół dla kobiet i mężczyzn. Ruch ucichł wraz z nadejściem I wojny światowej, kiedy to kobiety (jeszcze nie walcząc o prawa do pracy zawodowej) zostały zmobilizowane do pomocy w różnych fabrykach i zakładach zajmujących się produkcją broni, opatrywania rannych żołnierzy i opieki nad dziećmi pozbawionymi rodziców.

II fala – Za jej początek w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji wskazuje się lata 60. XX wieku, zaś koniec następuje u schyłku lat 70. XX wieku. Kobiety walczą o coraz więcej zmian w prawie, jak równość płci podczas rozpraw sądowych i w innych kwestiach prawnych (kiedyś kobiety nie mogły zeznawać bez obecności męża, ojca lub brata), a także o prawo do takiej samej edukacji jak mężczyźni oraz utworzenie szkół koedukacyjnych, gdyż uważano, że te dla kobiet traktowane są jako cos gorszego, piętnującego. Zaczęto walczyć również o prawo do podjęcia pracy zarobkowej, pełnoetatowej, na równych prawach i w tych samych zawodach, co mężczyźni. O dziwo, nie brakowało wtedy kobiet chętnie podejmujących się ciężkich, fizycznych prac, jak produkcja elementów metalowych i innych (co zmieniło się nieco w późniejszych latach, podczas trwania III fali). Zapewne kojarzycie ten retro plakat promujących silną kobietę z bicepsem – to ikoniczna grafika z czasów trwania II fali, gdzie zachęcało się kobiety do prac fizycznych, a także wykonywania innych zawodów, którymi zajmowali się mężczyźni (nie brakowało nawet kobiet opróżniających kosze na śmieci w przestrzeni publicznej. Dopiero pod koniec II fali uformowało się pojęcie feminizmu, a wraz z nim również walka o wolność dla kobiecej seksualności (tak, to wtedy palono te staniki, które niby były symbolem uciemiężenia górnych partii ciała kobiety, kiedy mężczyzna miał prawo do jej odsłaniania czy kwestia posiadania wielu partnerów bez bycia za to piętnowaną). Również pod koniec jej trwania rozpoczęła się walka o prawo do aborcji. Feminizm podzielił się na liberalny i radykalny.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
III fala – Rozpoczął się na początku lat 90. XX wieku i trwał do 2010 roku. Często nazywany również postfeminizmem. Rozpoczęła się walka o to, w czym koniec II fali feminizmu poniósł porażkę, czyli o prawo do aborcji i równego traktowania swojej seksualności, wolności słowa w mówieniu o niej bez tabu w przestrzeni publicznej, o równy dostęp do technologii, wyrównanie zarobków na tych samych stanowiskach, a także wszedł już na zupełnie inne pola, jak brak podziałów rasowych, walka o prawa mniejszości, zatrudnianie podobnej liczby kobiet i mężczyzn w zakładach pracy i przeciwko wykorzystywaniu seksualnemu kobiet. Zaczęto walczyć przeciwko klasycznemu modelowi rodziny promując walkę z patriarchatem jako opresyjnego ucisku wobec kobiet, a nawet zaczęto promować matriarchalny model rodziny i polityki. To właśnie podczas tej fali zaczęła się próba androginizacji społeczeństwa promując model silnej, niezależnej kobiety, zaczynając jej przypisywać cechy męskie, a także rozpoczynając krytykę roli matki na rzecz rozwoju kariery zawodowej. Promuje się postawę, że dziecko nie potrzebuje ojca w wychowaniu, gdyż kobieta może dać mu dokładnie to samo. Do tego coraz częściej moda damska zaczynała czerpać z męskiej, a także powstało określenie „szklanego sufitu” na określenie zajmowania kierowniczych stanowisk głównie przez mężczyzn (gdzie walcząc przeciwko „szklanemu sufitowi” często pomija się też dotykające mężczyzn zjawisko „szklanej podłogi”, czyli że najgorsze prace też są wykonywane głównie przez mężczyzn). Coraz częściej mówiono o gwałtach i molestowaniu. Feministki III fali zaczynały przyjmować rolę ofiary (zwłaszcza patriarchatu), co nie miało miejsca podczas I czy II fali (z wyjątkiem jej końca) – feministki aż do lat 70. nawet nie próbowały przyjmować postawy ofiary, starały się ukazać swoją zdolność do samostanowienia o sobie i dorównania mężczyznom bez posuwania się do takich zagrań.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
IV fala feminizmu – Rozpoczęła się około roku 2010 i trwa do dzisiaj. Tutaj chyba nie trzeba wiele wyjaśniać, bo co chwilę mamy obraz tego, jak to wygląda. Bardzo dużo hipokryzji – jeśli mężczyzn jest więcej w miejscu pracy, to wskazuje się nie nierówności, a jeśli kobiet, to „super, że kobiety takie silne, udało im się liczebnie przewyższyć mężczyzn” itp. Może kojarzycie taką aferę sprzed zaledwie kilku lat, kiedy to okazało się, że na medycynie w Polsce dostało się po raz pierwszy od lat więcej kobiet, niż mężczyzn – jakoś feministki nie krzyczały wtedy nic o równouprawnieniu, tylko o „sile kobiet” i podkreślały ich większe kompetencje ponad mężczyznami. IV fala to również pojawienie się walki o tzw. feminatywy, czyli żeńskie odpowiedniki nazw zawodu czy słów będących rodzaju męskiego (co widać np. w krajach anglojęzycznych, gdzie „man” w wyrazie jest odbierany jako promowanie męskiej supremacji i proponuje się zmiany na „woman” lub zupełnie inny zapis wyrazu). Mamy to samo na naszym polskim „podwórku” – np. „kierowczyni”, „chirurżka” czy zapewne widziane przez was ostatnio hasło w jednej z dzidek „Zostań kowalczynią swojego losu” (dobrze, że nie doszło jeszcze do tego, żeby to było „kowalczynią swojej losy”). To właśnie od początku tej fali zwraca się uwagę na przedmiotowe traktowanie kobiet w kwestiach aborcyjnych, np. „nie jestem pokrowcem na płód” i podobnych. Zamiast walki o równe traktowanie na podstawie kompetencji w miejscu pracy zaczęto dążyć do liczebnego wyrównania przedstawicieli obu płci – nie tylko ogółem, ale też na stanowiskach kierowniczych (nawet jeśli kompetencje pracowników płci żeńskiej są niższe) w ramach promocji programów równościowych i antydyskryminacyjnych w miejscach pracy czy na uczelniach. Zaczęła się też walka przeciwko administracyjnemu przyjmowaniu przez kobietę nazwiska po mężu lub podwójnego, gdzie coraz więcej aktywistek wskazuje na konieczność zamiany sytuacji, aby to mężczyźni przyjmowali po kobietach. Skąd to się bierze? Niby kobieta przyjmując nazwisko po mężu traci część swojej tożsamości i to w kwestii administracyjnej daje mężowi sprawowanie swego rodzaju władzy nad kobietą, bycie osobą decyzyjną i automatyczne przybieranie roli głowy rodziny, a więc… promowaniem patriarchatu. Już nie wspomnę o innych coraz to bardziej wydumanych problemach (ale powiedzcie feministkom IV fali, że bardziej potrzebne są w krajach islamskich do walki o prawa kobiet i zobaczycie, że większość wcale nie będzie chętnie rwała się do wyjazdu).
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Antyfeminizm – fale:

I fala – pierwsza fala antyfeminizmu zaczęła się zaledwie rok po I fali feminizmu, bo w 1793 roku, kiedy już tamta zyskała rozgłos i trwała do końca wielkiego kryzysu gospodarczego trwającego od 1929 do 1933 roku zwanego też Wielką Depresją. I fala została wznowiona po długiej przerwie wraz z nadejściem II fali feminizmu i trwała do jego zakończenia w latach 70. XX wieku. Początkowo antyfeministami byli niemalże wyłącznie mężczyźni. Początkowo sprzeciwiali się nadaniom kobietom praw wyborczych, później prawa do edukacji, aż w końcu praw do podjęcia pracy zawodowej, zdjęcia tabu z seksualności kobiet i aborcji. Nic więc dziwnego, że antyfeminizm I fali był często mylony z mizoginią czy seksizmem, a także odbierany w bardzo negatywny, szkodliwy społecznie sposób. Na tle takich działań antyfeministów sam feminizm zyskiwał coraz większe poparcie – aż do pojawienia się kwestii aborcji pod koniec II fali feminizmu. Co ciekawe, jednym z najaktywniejszych działaczy antyfeministycznych w Polsce był Kornel Makuszyński (tak, autor słynnego „Koziołka Matołka”), zaś po nim – Stanisław Lem, który nie tylko otwarcie mówił o swojej niechęci do feministek, często zabierając głos w sprawie ich szkodliwości społecznej, ale też w swojej twórczości nie dawał kobietom istotnych ról (najbardziej intelektualną pracą, jaką w jego książkach wykonywała kobieta było stanowisko sekretarki).
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
II fala – zaczęła rozwijać się w połowie lat 90. XX wieku, kiedy to po przerwie nastała III fala feminizmu i zaczęto promować szkodzące strukturze społecznej treści. Po raz pierwszy antyfeministami nie byli jedynie mężczyźni, a do ich kręgów zaczęło dołączać wiele kobiet, które nie godziły się na to, co próbuje przeforsować feminizm III, a w późniejszych latach IV fali jako ideały szkodliwe nie tylko dla mężczyzn, ale również zwykłych kobiet (których feministki samozwańczo zaczęły reprezentować i wypowiadać się w imieniu ogółu) oraz dzieci (feminizm III fali walczył również o wychowaniu córek w zgodzie z ideologią feministyczną na silne, niezależnie i niepotrzebujące mężczyzn kobiety). Antyfeminizm wyglądał już zupełnie inaczej, niż podczas trwania I fali (niewielu zwolenników tej fali pozostało przy swoich przekonaniach, po przyznaniu praw wyborczych, do edukacji i pracy zawodowej również antyfeminizm przeszedł ogromną przemianę wkraczając w zupełnie różniącą się od swojej pierwotnej postaci II falę).
Przedstawiciele tej fali nie negują już praw wyborczych, edukacyjnych czy zawodowych kobiet, ale skupiają się na walce przeciwko przywilejom kobiet, nierównemu traktowaniu mężczyzn, odgórnemu stawianiu ich w roli oprawcy, potencjalnych gwałcicieli czy sprawców molestowania, sprzeciwia się androgynizacji społeczeństwa, zatarciu podziału ról w rodzinie na kobiece i męskie, zaprzecza poglądowi, jakoby kobieta mogła samodzielnie dać dziecku te same wzorce, co kobieta i mężczyzna jednocześnie czy w końcu sprzeciwia tworzeniu feminatywów jako niepotrzebnego zabiegu językowego czy oczernianiu przyjmowania nazwiska po mężu jako coś, co partnerzy mogą po prostu ustalić między sobą i co tak naprawdę nie ma wpływu na zaznaczanie supremacji mężczyzn w rodzinie. Zaznacza się również, że nie istnieje całkowita równość płci (podkreślając między innymi różne uwarunkowania antropologiczne kobiet i mężczyzn ukształtowane na drodze ewolucji, posługiwanie się inną półkulą mózgu, różnice w zakresie tężyzny fizycznej, budowie ciała, a zwłaszcza w układzie rozrodczym i wielu innych kwestiach). Część sprzeciwia się również aborcji – zwłaszcza jako wykonywania jej dla zaznaczenia wolności wyboru kobiety.
Antyfeminizm II fali wyraża też mocny sprzeciw promowaniu kultu ofiary i przyjmowania tej roli przez feministki do wprowadzenia czy przeforsowania w ten sposób głoszonych ideologii do życia społecznego, gospodarki czy edukacji jako szkodliwe dla społeczeństwa i nieczyste zagranie. Niestety ze względu na charakter I fali antyfeminizmu jest często sprowadzany (głównie przez aktywistki feministyczne, które uzyskały rozgłos) do roli szkodliwego społecznie stanowiska, któremu mimo ogromnych zmian na przestrzeni lat nadal przypisuje się odbieranie kobietom ich podstawowych praw – w dalszej części skupię się na omówieniu tej narracji dokładniej. Co ciekawe, antyfeminizm II fali przyciąga coraz częściej również osoby o bardziej liberalnych poglądach, w tym również homoseksualistów, którzy nie godzą się na promowanie toksycznych zachowań przez aktywistów feministycznych III i IV fali.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Czym różni się antyfeminizm od podobnych ruchów społecznych?

Antyfeminizm nie jest mizoginią (mizoginia – nienawiść do kobiet), chociaż w kręgach antyfeministów można znaleźć również mizoginów, ale nie stanowią oni większości.
Podobnie jest z seksizmem, czyli dyskryminacją ze względu na płeć (co jest już w ogóle bardzo rzadkie – zwłaszcza wśród przedstawicieli II fali antyfeminizmu). Feminizm postrzega się jako szkodliwy zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn, godzący w strukturę społeczną i zatarciu ról, ujednoliceniu płci (androginizacja).

Nie jest to również Red Pill, czyli tak zwana „manosfrera”, która związana jest z maskulinizacją i męskością. O ile I fala antyfeminizmu była zdominowana przez mężczyzn, o tyle II fala już nie. Zwłaszcza po rozpoczęciu IV fali feminizmu coraz więcej kobiet zaczęło mieć postawy antyfeministyczne i odbierać postępowanie feminizmu tej fali jako szkodliwe czy wręcz toksyczne, powodujące wypaczenie nie tylko sfery społecznej, ale również edukacji czy gospodarki, a także podkreślając coraz bardziej agresywne działanie w ramach „walki o prawa kobiet” (w nawiasie, bo to coraz częściej nie jest już walka o prawa a przywileje i to często nie tyle interesy wszystkich kobiet, a coraz częściej konkretnych grup, jak feministki). Chociaż wśród redpillowców można dosyć często znaleźć osoby popierające antyfeminizm.

Również MGTOW (Men Going Their Own Way) nie jest tym samym, co antyfeminizm – to raczej męski separatyzm polegający na tym, że coraz więcej mężczyzn staje się  zdystansowanych do kobiet i postanawia podążać własną drogą, nie nawiązywać z kobietami długoterminowych i wiążących więzi, koncentrujący się na własnym „samoposiadaniu” i samostanowieniu o sobie wolnych mężczyzn, co jest następstwem coraz bardziej wchodzących w życie przywilejów kobiet (zwłaszcza przyjmujących status ofiary czy karanych łagodniej za te same zbrodnie przez wymiar sprawiedliwości czy też otrzymujących częściej prawo do opieki nad dzieckiem i alimenty). W tym ruchu społecznym również można znaleźć antyfeministów widzących zagrożenie głównie w działaniach IV fali feminizmu wymierzonej głównie przeciwko mężczyznom.

Ostatnią z grup mylonych z antyfeminizmem lub wykorzystywanych do przedstawienia go w innym świetle na rzecz uzyskania większego poparcia dla feminizmu jest anty-SJW (ang. anti-SJW, gdzie: Social Justice Warrior, czyli wojownik sprawiedliwości społecznej). Ten ruch polega na sprzeciwie wobec wszystkich lewicowych ruchów społecznych, czyli LGBTQ+, BLM (ang. Black Lives Matters), feminizmowi, Body Positivity (ciałopozytywności, a zwłaszcza jej odmianie grubopozytywności promowanej przez tzw. grubancypantki), ideologii gender (w tym nowym płciom traktowanym jako konstrukt społeczny, gdzie jest ich w Polsce 58, ale w USA już 72) oraz innym. Chociaż anty-SJW skupiają się na walce z kilkoma, nie oznacza to, że antyfeminiści też – są osoby, które wyrażają sprzeciw wobec feminizmu, ale popierają inne tego typu ruchy społeczne, jak chociażby wspomniani homoseksualiści czy biseksualiści, którzy po prostu postrzegają feminizm jako zagrożenie.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Antyfeminizm w obliczu cancel culture i polityki progresywnej

Chyba pojęcie cancel culture w dzisiejszych czasach jest z grubsza wszystkim znane. Wiadomo również, że uniwersytety coraz częściej wprowadzają programy antydyskryminacyjne mające na celu ochronę mniejszości czy równościowe mające wyrównać pozycje kobiet i mężczyzn oraz osób z mniejszości społecznych. Wiadomo, że ideologia ideologią, ale praktyka pokazuje, że coraz częściej jest to interpretowanie nie jako rzeczywista równość, a w formie uprzywilejowanego traktowania. Wiąże się to ściśle z cancel culture polegającą na usuwaniu treści uważanych za uwłaczające, dyskryminujące, promujące szkodliwe wzorce czy ideologię niezgodną z progresywną narracją. Coraz częściej ulegają temu nie tylko firmy, ale również środowisko naukowe. Nie zastanawiało Was może, dlaczego pojawia się tyle publikacji naukowych o feminizmie (pisanych często w superlatywach lub przestawiających kobiety jako ofiary męskiej supremacji), a publikacje na temat antyfeminizmu… również piszą aktywistki feministyczne (i nie piszą już w superlatywach, a potępiają tą postawę).

Dobrym przykładem z naszego podwórka jest chociażby artykuł naukowy z naszego podwórka, który wybił się na arenę międzynarodową: „The second wave of anti-feminism? Post-crisis maternalist policies and the attack on the concept of gender in Poland” autorstwa Doroty Szelewy – aktywistki feministycznej, politolog, która ukończyła School of Social Policy, Social Work and Social Justice, University College Dublin w Irlandii. Co ciekawe, jeśli wczytacie się w opis badań, autorka artykułu badała gównie tak zwane „trad wife” (czyli tradycyjne żony), a w jej badaniach nie pojawiło się ani razu zapytanie o to, czy w ogóle badane panie identyfikują się jako antyfeministki. Dziwne, co? Zwłaszcza, że podobny zabieg zastosował niedawno L’oreal w swojej kampanii, że niby 84% Polek było molestowanych w przestrzeni publicznej co najmniej raz w życiu (gdzie pytania były sformułowane tak, że kobiety były pytane, czy ktoś na ich widok zagwizdał, rzucił jakiś niechciany komentarz, patrzył się na biust… bez jednoczesnego zapytania, czy odebrały to w ogóle jako molestowanie czy też nie).

A takich publikacji jest niestety więcej, o czym wspominają chociażby Helen Pluckrose oraz James Lindsay w książce pod tytułem: „Cynical Theories: How Activist Scholarship Made Everything about Race, Gender, and Identity - and Why This Harms Everybody”, która ukazała się w 2020 roku i została wydana dopiero przez wydawnictwo niezależne (w Polsce w 2022 roku przez wydawnictwo WEI pod tytułem: „Cyniczne Teorie: Jak aktywizm akademicki sprawił, że wszystko kręci się wokół rasy, płci i tożsamości – i dlaczego to szkodzi każdemu z nas”.

Nie zastanawiało Was, dlaczego w obu przypadkach publikacje na temat feminizmu i antyfeminizmu publikują feministki? Dlaczego o antyfeminizmie nie ma publikacji napisanych przez antyfeministów? Otóż jestem tutaj trochę w temacie jako osoba, która próbowała opublikować coś o antyfeminizmie II fali zarówno w akademickim czasopiśmie naukowym, publikacji pokonferencyjnej, jak i czasopiśmie naukowym. We wszystkich dostałam odmowę (podobnie jak dwóch innych antyfeministów prowadzących badania w tym kierunku). A co było powodem odmowy? Naruszenie polityki progresywnej – bo to wbrew założeniom programów antydyskryminacyjnych i równościowych (ale pisanie negatywnie o mniejszości, jaką są antyfeminiści i publikowanie tego w czasopismach naukowych to już w porządku, podobnie jak o przeciwnikach LGBTQ, gender, BLM i innego social justice).
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Jako ciekawostka w temacie cancel culture: miałam też kontakt z doktorantem, który jako policjant z wieloletnim stażem chciał badać traktowanie przestępczości osób z niepełnosprawnością intelektualną przez wymiar sprawiedliwości, zaznaczyć brak jasnych procedur co do aresztowania takich osób – jego badania wykazywały, że przy lekkiej niepełnosprawności intelektualnej zachowania przestępcze osób, które nie ponosiły konsekwencji nasilały się. Nie dość, że odrzucili jego artykuł w publikacji, bo poruszył temat tabu (przestępczość osób niepełnosprawnych intelektualnie), to jeszcze podobno pisanie o tym jest stygmatyzujące i tak uciskaną już grupę społeczną (osoby niepełnosprawne). Z uczelni został wydalony po tym, jak nie zgodził się na zmianę tematu swojej rozprawy doktorskiej, bo uznał, że to kwestia, która powinna być poruszona i doprecyzowana.

Uniwersytety, które jeszcze lata temu promowały ideę otwartej nauki, nieograniczonej politycznie, wolnej od jakiejkolwiek narracji teraz stają się placówkami zdominowanymi przez progresywność czy inne polityczne interesy, gdzie canceluje się badania uznane za niewygodne i niepoprawne politycznie. Moim skromnym zdaniem – nauka powinna być wolna od takich ograniczeń, zaś prowadzone badania rzetelne, a nie zmanipulowane, gdyż daje to błędny obraz rzeczywistości, nagina ją do określonej narracji. Nie wspominając, że jeśli takie badania pseudonaukowe (tak, nierzetelne lub zmienione dane to pseudonauka, mówmy o tym wprost) trafią do szerzej przestrzeni, gdzie często sam fakt, że coś zostało opatrzone jako naukowe wzbudza odgórne, bezkrytyczne przyjęcie tego za pewnik. Nawet jeśli nie są rzetelne czy narracja jest mocno jednostronna lub jak w przypadku powyżej – artykuły o feminizmie czy antyfeminizmie piszą same feministki (np. bez udostępnienia szczegółowych wyników z badań czy blokujące inne artykuły niezgodne z polityką progresywną).

Tutaj warto również wspomnieć, że nie tylko aktywistki często mieszają antyfeminizm z innymi ruchami społecznymi czy postawami (jak mizoginia, seksizm, MGTOW, anty-SJW, Red Pill), to jeszcze często feminizm II fali jest przedstawiany jako jedność z antyfeminizmem I fali bez jego rozróżnienia (i to samo robią z feminizmem III i IV fali, aby ocieplić ich wizerunek – przedstawiane są nadal w dużej mierze ideologiami z I i II fali feminizmu, chociaż już dawno nie mają z nimi niemalże nic wspólnego). Nie inaczej postępują również działaczki publikujące artykuły naukowe. Dlatego nic więc dziwnego, że karykaturalne postulaty nawet feminizmu IV fali przyciągają tyle osób, które nie mają krytycznego spojrzenia i przyjmują jak leci (nie mówiąc o promowaniu ich przez różne fundacje czy zrzeszenia w social mediach), jak również dlaczego tak skuteczne jest piętnowanie feminizmu II fali (co jest z kolei pokłosiem I fali nie ukrywając). Ale warto zwrócić uwagę na takie z pozoru drobne techniki manipulacyjne, które zmieniają znacząco kontekst całej narracji.
Antyfeminizm – Dlaczego zyskuje na popularności w czasach poprawności politycznej?
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:

1.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Antif%C3%A9minisme
2.https://rcin.org.pl/Content/212208/WA004_249812_U85965_Bator-J-Brzydkie-slowo.pdf
3.https://www.genderonline.cz/en/artkey/gav-201402-0003_the-second-wave-of-anti-feminism-post-crisis-maternalist-policies-and-the-attack-on-the-concept-of-gender-in-p.php
4.https://www.researchgate.net/figure/The-first-and-second-waves-of-anti-feminism-elements-and-path-dependencies-constituting_fig1_287594451
5.https://dorotaszelewa.com/2018/05/03/about-me-2/
6.https://books.google.pl/books?id=tQo3EAAAQBAJ&printsec=frontcover&dq=anti-feminism&hl=pl&sa=X&redir_esc=y#v=onepage&q=anti-feminism&f=false
7.https://books.google.pl/books?id=2b88BAAAQBAJ&printsec=frontcover&dq=anti-feminism&hl=pl&sa=X&redir_esc=y#v=onepage&q=anti-feminism&f=false
8.https://books.google.pl/books?id=CVZdU_trRdQC&pg=PA79&dq=anti-feminism&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwilhvbrl-n7AhWQ7rsIHdBLAYc4FBDoAXoECAwQAg#v=onepage&q=anti-feminism&f=false
9.https://historia.dorzeczy.pl/241735/kornel-makuszynski-bogacz-i-antyfeminista.html
10.https://herbataiobiektyw.pl/antyfeministyczny-lem/
11.https://www.netkobiety.pl/t65468.html
12.https://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=626555
13.https://www.urbandictionary.com/define.php?term=Social%20Justice%20Warrior
14.https://eeradicalization.com/men-going-their-own-way-who-are-they/
15.https://swiadomosc-zwiazkow.pl/the-red-pill/
16.https://tojestgranda.pl/2022/04/20/redpillowcy-kim-sa-i-czy-faktycznie-daza-do-rownouprawnienia/
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 8 (+ Podsumowanie)

88
Miałam jedną niewielką sytuację z cancellingiem - sprawa niewielka, ale jednak miała miejsce. Prowadziłam wtedy praktyki z kilku przedmiotów w paru różnych grupach. Pierwsze zajęcia były zapoznawcze. Na drugich padło z mojej strony sformułowanie "Drogie Panie", bo widziałam w swojej grupie same kobiety. Na co jedna ze studentek rozpłakała się (nie wiedziałam jeszcze o co chodzi) i wyjęła telefon, zaczęła nagrywać jakieś zwierzenia. Poprosiłam ją, że nie wyraziłam zgody na takie sytuację i powiedziałam, że jeśli się nie dostosuje, ma opuścić salę. Wyłączyła komórkę, zabrała plecak i wyszła. Za nią poszło 6 innych dziewczyn (były to ćwiczenia), więc poinformowałam je, że ich wybór, ale niech będą świadome nieobecności. Wyszły bez słowa. Reszta została, ale tydzień później przyszłam do prawie pustej sali - pozostała jedna osoba. Zapytałam, gdzie są wszyscy, na co odparła, że nie przyszli na zajęcia, bo je bojkotują, ale ona nic mi nie powie, nie chce skarżyć na koleżanki i jest tu dla ocen. Prowadziłam więc zajęcia dla jednej osoby ciesząc się, że jednak ktoś tutaj przyszedł spragniony wiedzy. Ale nie wiedziałam co mnie czeka. Jeszcze przed upływem tygodnia dostałam informację na maila, że nie będę prowadzić zajęć dla tej grupy i została wyznaczona nowa prowadząca. Dopiero później powiedziałam się, że zmisgenderowałam studentkę używając sformułowania "Panie" i z 13 osób w grupie 12 odmówiło uczęszczania na dalsze zajęcia aż 12 osób ze względu na to, że nie tylko zdyskryminowałam tamtą osobę, ale również była jeszcze jedna, która nie zrobiła po prostu jeszcze coming out, a także widniał zapis, żeby używać "Państwo", niezależnie jakiej płci są studenci (a ja z przyzwyczajenia). Więc złamałam przepisy. Ponieważ nie było jak mi przydzielić dalszych praktyk, realizowałam je jako współprowadzenie innego przedmiotu (był to semestr letni). Co najlepsze, żadna ze studentek nie powiedziała mi, że identyfikują się jako mężczyźni na pierwszych zajęciach.

Podsumowując wszystko to, co wydarzyło się zaledwie przez 2 lata studiów od wprowadzenia polityki progresywnej na uczelni, czuję się... naprawdę przemęczona. Nigdy nie pomyślałabym, ile problemów pojawi się tak nagle, jeśli tylko coś zostanie sformalizowane i będzie można się na to powoływać. O ile na I i II roku moich studiów (kiedy jeszcze nie przyjęto żadnych programów równościowych czy antydyskryminacyjnych) wprawdzie zdarzały się wzmianki o takich przypadkach czy też osoby, które prowadziły badania w tym zakresie, ale:
- nie były to tematy poruszane (i to tak bardzo) podczas niektórych przedmiotów;
- nikt nie sugerował nikomu, żeby rozszerzył swoje badania o treści równościowe czy badania nad mniejszościami (a tym bardziej nie naciskał);
- studenci nie biegali co chwilę ze skargami, aby złożyć je do dziekanatu ani nie zastosować cancelingu (sytuacja powyżej);
- nie słyszałam jakoś wcześniej o tym, że kobiety są uciskane w grach i jako kobieta grająca w gry i prowadząca o tym badania, powinnam podkreślić właśnie żeńska perspektywę oraz wspomnieć o tym, jak źle traktowane są w grach kobiety (w środowisku graczy, w którym prowadzę badania nie zauważyłam takiego problemu przez 14 lat intensywnych rozgrywek);
- nie miałam problemu przez studentów, którzy nie potrafią do końca określić swojej płci i nie mogą zdecydować się, jakie zaimki im pasują;
- studentki-aktywistki jakoś nie wychylały się wcześniej, żeby przeszkadzać mi w zajęciach i czepiać się o byle słówko w ramach podkreślania swoich progresywnych idei na każdym kroku, gdzie tylko się da;
- w końcu nie byłam wcześniej nigdy wzywana do dziekanatu, nie miałam trudności z praktykami ani nie zwracano mi uwagi, że łamię jakiekolwiek przepisy czy... prawa człowieka (tak, bo nie miałam na to miejsca, ale niebinarna Kasia uważała, że złamałam jej podstawowe prawa człowieka, bo nie czuła się ani wolna ani bezpieczna na moich zajęciach).
I to wszystko. Nikomu nie życzę podobnych sytuacji. Oby to wycofano.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 8 (+ Podsumowanie)
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 7

58
Podczas tych 2 lat studiów III stopnia od momentu wprowadzenia polityki progresywnej na uczelni najwięcej było o... feminizmie. I to dosłownie na niemalże każdym przedmiocie. Jednak najbardziej widoczny był on podczas "Etyki badań naukowych", "Konwersatorium w języku obcym" oraz podczas praktyk. Cieszę się, że część przedmiotów z I i II roku miałam już dawno zrealizowaną, ponieważ słyszałam od młodszych roczników, że na "Współczesnych wyzwaniach edukacji akademickiej" oraz "Pisaniu aplikacji grantowych" jest dosyć sporo tęczowej ideologii (na tym pierwszym) i feminizmu (na obydwu, ale na tym drugim przede wszystkim o tym, jak pisać granty uwzględniające równość płci w celu dostania dofinansowania do badań).

Niczego jednak nie było na tych wszystkich zajęciach tak dużo, jak feminizmu. Muszę przyznać, że aż czułam się indoktrynowana. Zwłaszcza w kontekście pisanej przede mnie pracy na temat gier. Dlatego też co chwilę towarzyszyły mi sytuacje, w których byłam pytana, czy pomyślałam o tym, aby rozszerzyć moją pracę o badania:
- Dlaczego w grach jest mało kobiet i czy jest to związane z męską supremacją?
- Czy kobiety są traktowane gorzej w grach od mężczyzn?
- Molestowanie seksualne kobiet w grach online.
- Rola kobiet w strukturze społecznej gry i szklany sufit w gildiach oraz klanach, czyli dlaczego większością gildii i klanów zarządzają mężczyźni.
- Umniejszanie osiągnięć kobiet w grach i dyskryminacja e-sportowych gamerek.
- Promowanie obrazu grających kobiet jako towaru na rynku matrymonialnym na platformach typu Twitch.
- Tworzenie szklanych drzwi dla kobiet poprzez kategoryzowanie gier jako hobby typowo dla mężczyzn.
- Seksualizacja postaci w grach komputerowych i jej krzywdzący wpływ na postrzeganie własnego ciała przez kobiety oraz rosnące wymagania mężczyzn wobec kobiet.
- Wygląd kobiecych postaci w grach komputerowych jako działanie przeciwko Body Positivity.
- Umniejszanie umiejętności kobiet w grach komputerowych (babka, która to zaproponowała twierdziła, że kobiety są dokładnie tak samo dobre, jak mężczyźni, a niekiedy nawet lepsze, bo kobieta z natury jest bardziej spostrzegawcza, tylko arena e-sportu jest bardzo selektywna i zamknięta na kobiety).
- Negatywny wpływ kobiecych postaci na związki (tej pani dr od konwersatorium na IV roku chodziło z kolei, żeby podkreślić, jak bardzo rosną wymagania mężczyzn co do wyglądu kobiet przez kobiety w grach, jak spada jakość życia seksualnego przez promocję niezdrowych wzorców kobiecości i sprowadzanie kobiecych postaci jedynie do roli obiektu pożądania, co spłyca związek z partnerką - babka nalegała, żeby napisać, że przez to rozpada się wiele związków, bo mężczyzna sprowadza go jedynie do współżycia, a jego oczekiwania co do wyglądu partnerki wzrastają wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego przed komputerem).
- Wpływ promowania toksycznych wzorców kobiecości w grach komputerowych (określające, jak kobieta powinna wyglądać i się zachowywać). Tutaj proponowano mi, abym podkreśliła, że seksualizacja kobiet i promowanie nierealnych kanonów urody przy pomocy żeńskich postaci w grach wpływa na to, że... mężczyźni w poszukiwaniu ideału z gry i zatracając się w nierealnym, wykreowanym świecie dopuszczają się zdrady, bo partnerki znacząco odbiegają wyglądem od ich ideałów z gier, co jest to krzywdzące dla kobiety. Albo... zmuszają kobiety do zmian na podobieństwo swoich ulubionych postaci.

Tyle sobie przypomniałam, było jeszcze parę pierdół, których nie potrafię sobie przypomnieć. Ale ta próba indoktrynacji była strasznie męcząca. Jak obie panie od konwersatorium i pani prof. od etyki proponowały innym studentkom rozszerzenie o ideologię progresywną swoich prac, te odpowiadały, że wezmą pod uwagę i dziękowały za pomoc, zapewniając, że zamieszczą. A ja byłam dosyć nieugięta, bo nikt za mnie nie będzie decydował, jak mam prowadzić swoje badania, tym bardziej, że te progresywne treści nie mają nic wspólnego z opracowywanym przeze mnie tematem.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 7
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 6

86
Podczas "Etyki badań naukowych" po wprowadzeniu polityki progresywnej na mojej uczelni wielokrotnie poruszana była problematyka przeprowadzania badań naukowych w taki sposób, aby nie urazić osób o innej tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej (było również tłumaczone, czym różni się tożsamość płciowa od orientacji, ale to, co mnie zdziwiło, to że obu jest tak dużo, a nazwy się powtarzają, pomimo tego, że teoretycznie mają być czymś zupełnie innym, dlatego tak ważne jest podkreślanie przez badacza, czy chodzi mu o tożsamość czy też o orientację).

O ile w przypadku badań jakościowych podkreślane było, żeby każdą osobę badaną pytać, jak ona sama się identyfikuje czy jak chce, żeby się do niej zwracać, jeśli nie są to np. obserwacje niejawne czy analiza materiałów, o tyle w przypadku tych drugich należy unikać języka neutralnego płciowo przy opisywaniu osób badanych.

Jak się jednak okazuje, inne trudności sprawiało konstruowanie kwestionariuszy ankiety czy wywiadu, gdzie nie wypada zwracać się zwrotami per. "Ty". Najczęściej do tej pory wykorzystywało się sformułowania "Pan/Pani". O ile kwestie "chciał/chciała" zalecano nam wzbogacać o "chciałoś", o tyle "Pan/Pani" było na tyle problematyczne, że wielokrotnie wznawiano dyskusję przez cały semestr, a jej wynikiem było często stwierdzenie, że język polski został skonstruowany w sposób bardzo ostentacyjnie wskazujący na płeć, dlatego istnieje potrzeba przeprowadzenia poważnych zmian językowych, dzięki którym każdy będzie mógł czuć się traktowany równo, niezależnie od sytuacji. Były przytaczane przykłady, jak zmienić język, żeby był neutralny płciowo i... uwzględniał wszystkie płcie, których jeszcze nie znamy, a które mogą zostać sformułowane na przestrzeni najbliższych lat. O dziwo, całkiem sporo moich koleżanek z roku popierało tą ideę stwierdzając, że język jest istotny dla funkcjonowania takich osób na różnych szczeblach życia społecznego i że im bardziej język podkreśla, czy dana osoba jest kobietą czy mężczyzną, tym bardziej to niby wpływa na powstawanie uprzedzeń nasilając różne fobie w stosunku do osób LGBTQ+. I dosyć sporo studentek wypowiedziało się, że Polska jest jednym z najbardziej homofobicznych, transfobicznych i uprzedzonych do gender krajów ze względu na... konstrukcję języka. Byliśmy pytani, jakie mamy pomysły na stosowanie języka neutralnego płciowo w naszych badaniach, aby nie urazić uczuć mniejszości. Nie mówiąc o tym, że miałam trudności z wymyśleniem czegokolwiek w stosunku do moich badań dotyczących gier komputerowych, to jeszcze byłam naciskana, żeby powiedzieć, ile spotkałam już osób queergenderowych grających w gry, na co odparłam, że po 14 latach grania jeszcze żadnej i nie wiem, jakim cudem zaczęto znowu dywagować nad moim tematem pracy, że rynek gier jest zdominowany przez białych, heteroseksualnych mężczyzn i pewnie przez to osoby o innej tożsamości płciowej boją się w ogóle ujawnić w takich kręgach, żeby nie być dyskryminowanymi. Dostałam zadanie do domu, żeby opracować przykładową ankietę w tematyce prowadzonych przeze mnie badań, żeby nie była uwłaczająca dla osób, które będę badała w przyszłości. Okazało się i tak, że zrobiłam to źle, mimo starań.

Inna ciekawa sytuacja miała miejsce podczas tego samego przedmiotu, ale jakoś później (chyba 2-3 tygodnie po ostatniej dyskusji), gdy omawialiśmy feminatywy i konieczność ich stosowania, aby nie urazić kobiet i podkreślić ich rolę. Za zadanie dostaliśmy znowu opracowanie przykładowych pytań do ankiet lub wywiadów w taki sposób, aby podkreślić rolę kobiet. Nie wytrzymałam. Zgłosiłam się i zapytałam, czy w końcu mamy używać języka neutralnego płciowo czy feminatywów. Cisza trwała dosyć długo, po czym Pani Profesor kazała mi opuścić salę. Dopiero potem dowiedziałam się, że moja ocena na koniec semestru będzie obniżona o pół stopnia... Nauczyłam się, że jak logika lewicy przeczy sama sobie i nie mają żadnych sensownych argumentów, to nadużywają władzy dla podkreślenia swoich racji.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 6
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 5

50
Na studiach III stopnia miałam przedmiot "Etyka badań naukowych" - ten sam, na który jeszcze parę lat temu uczęszczałam z wolnej stopy chcąc poszerzyć wiedzę w zakresie badania gier. Jednak po wprowadzeniu polityki progresywnej zaczął on przebiegać zupełnie inaczej, niż zapamiętałam. Tym razem mocno poruszana była tematyka dyskryminacji mniejszości w badaniach naukowych oraz tego, jak je prowadzić, aby nie urazić uczuć osób badanych i nie stygmatyzować ich.

Naszym pierwszym gościem na zajęciach była kobieta, która robiła doktorat grantowy finansowany ze środków Unii Europejskiej dotyczący marginalizacji kobiet na szczeblu administracyjno-obyczajowym w kilku europejskich krajach poprzez... automatyczne przyjmowanie nazwiska kobiety po mężu. Na samym początku prowadzonej prezentacji jeszcze to nie wyglądało tak źle, ale z każdą minutą przybierało coraz bardziej niepokojący ton i było bardzo podkreślane: zniewolenie kobiet przez patriarchat; dominacji mężczyzn na stanowiskach kierowniczych w urzędach i innych organach administracyjnych; mężczyźni na szczycie hierarchii w kościołach i brak kobiet księży, biskupów i papieży; obyczajowy przymus przyjmowania przez kobiety nazwiska po mężu lub podwójnego oraz (to chyba była jedna z najbardziej szokujących mnie kwestii) padło sformułowanie, że teraz mężczyźni powinni kobietom odpłacić stulecia przymuszania do przyjmowania ich nazwisk lub podwójnych i powinna nastąpić zamiana ról, gdzie mężczyźni przyjmowaliby od teraz automatycznie nazwiska kobiet lub podwójne.

Doktorantka mocno podkreślała, że problem jest nie tylko w naszym kraju i jest to symboliczny sposób podporządkowywania sobie kobiet - że tak uważa większość młodych badanych przez nią respodentek i najwidoczniejsze jest to w grupie 15-25, a następnie 26-35 lat. Dopiero w kolejnych przedziałach wiekowych (36-45 lat i 46-55 lat) odsetek ten znacznie spada, zaś dla grup badanych 56-65 lat oraz 66-75+ lat wyniósł on okrągłe zero. Po czym padła bardzo "ciekawa" hipoteza, jaką wysnuła badaczka: że na podstawie tych wyników widać, jak rośnie uzależnienie kobiet od mężczyzn. W swoich badaniach przeprowadziła jeszcze korelację pomiędzy długością noszonego przez mężczyzn nazwiska a odczuwaniem pewności siebie i decyzyjności za los rodziny.

Z uzyskanych wyników wysnuła wnioski, że kobiety noszące dłuższy czas nazwisko po mężu znacznie częściej mierzą swoją wartość przez pryzmat swoich partnerów, są mniej decyzyjne i czują się bardziej uzależnione od męża, a także bardziej boją się opinii innych na swój temat, jeśli miałyby podjąć decyzję o zakończeniu małżeństwa. Podkreślała, że jest to bardziej widoczne u kobiet, które noszą pojedyncze nazwisko, niż u tych, które zdecydowały się na podwójne, ale w najlepszej sytuacji są singielki i osoby żyjące z partnerem bez małżeństwa. Kolejnym czynnikiem, który wpłynął na wysnucie takich idei, był staż małżeństwa - z jej badań wynikało, że im dłużej w małżeństwie są kobiety, tym mniejszą potrzebę wyrażają, aby zmienić swoje życie. Również starsze panie (po 56 roku), wśród których żadna nie uznała przyjmowania nazwiska męża za uwłaczające czy niesprawiedliwe wobec kobiet, nie było respondentek, które czuły potrzebę zmiany tego obyczaju w urzędach. Wniosek badaczki był taki, że... one już są przez tyle lat zniewolone, że nie zauważają już problemu, bo tak bardzo pogodził się z tym i widać to było na przykładzie młodszych kobiet.

W czasie dyskusji, po zakończeniu prezentacji, zadałam pytanie, czy wzięła pod uwagę to, że starsze kobiety wychowały się w zupełnie innych czasach, niż te młodsze, że panowała inna sytuacja polityczna i gospodarcza, że wtedy wartości rodzinne były bardziej cenione, niż teraz i że były zupełnie inne obyczaje. Odpowiedziała mi, że gdyby miały taki dostęp do informacji i możliwość szerzenia idei równości, jak w dzisiejszych czasach, postąpiłyby podobnie, bo właśnie od takich z pozoru małych rzeczy zaczyna się społeczne przyzwolenie na uciskanie konkretnej grupy.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 5
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 4

62
Konwersatorium w języku obcym na III roku studiów III stopnia na mojej uczelni - pierwszy rok, od kiedy wprowadzona została polityka progresywna. Mamy zajęcia z panią profesor, która całe życie poświęciła badaniom na temat feminizmu. Na początku, podczas zajęć organizacyjnych, nic nie wydaje się odstawać od tego, z czym mieliśmy do czynienia do tej pory: konwersatorium, jak każde inne w poprzednich latach. Pierwszym zadaniem jest przedstawienie koncepcji swojej pracy w języku obcym. Ja i jeszcze inna kobieta lecimy na pierwszy ogień, mamy mieć gotowe prezentacje na za 2 tygodnie.

Dzień prezentacji - przedstawiam swoją koncepcję, zarys teoretyczny, do jakich dotychczasowych badań będę się odnosić podczas wykonywania swoich, metodologia etc. Na koniec otrzymuję to samo pytanie, jak moja poprzedniczka: Czy zamierza Pani rozszerzyć swoje badania o dyskryminację kobiet lub innych mniejszości? Ale w przeciwieństwie do osoby, która prezentowała przede mną i miała akurat temat pracy związany z polityką progresywną, odpowiedziałam, że nie, bo akurat w kwestii przeprowadzanych przeze mnie badań (dotyczą gier) nie jest to istotne dla badanego przeze mnie tematu, którego zamierzam się ściśle trzymać. Na co dostaję pytanie, dlaczego przejawiam postawy nietolerancyjne i wykluczam interesy uciskanej mniejszości. Kobieta zaczyna wypowiadać się, jakie to gry są krzywdzące dla obrazu kobiety, bo w nich postacie kobiece są mocno wyseksualizowane i z każdym rokiem coraz bardziej, co jest zachętą dla mężczyzn, żeby gwałcić kobiety. I że właśnie tak pielęgnuje się kulturę gwałtu wkładając ją w zabawne pudełko, jakim są gry komputerowe. Do tego po tym mężczyźni mają wygórowane wymagania wobec kobiet i te mają większy problem, żeby znaleźć życiowego partnera.

Próbowałam wyrazić swoje zdanie, ale dosyć szybko zostałam uciszona. Pani profesor stwierdziła, że nie będzie tego słuchać i nie ma zamiaru pozwolić na szerzenie mowy nienawiści na swoich zajęciach, zwłaszcza względem kobiet. Za zadanie dostałam zastanowienie się, jak swoją pracę mogłabym wzbogacić o rozdział dotyczący przyczyniania się seksualizacji ról kobiecych w grach komputerowych do wzrostu wymagań wobec nich na rynku matrymonialnym i żebym napisała coś o tym, że gry uczą traktowania kobiet jedynie jako obiekty pożądania seksualnego i sprowadza się je tylko do takiej roli, bo według pani profesor, główni bohaterowie to zawsze mężczyźni, którzy pokonują głównego złego, co przyczynia się do szerzenia przekonań patriarchalnych wśród młodych chłopców i już od najmłodszych lat uczy ich, że świat jest w rękach mężczyzn, a kobieta to jedynie przyjemny dla oka dodatek. Najgorsze, że bez poprawy tego, nie mogłabym zaliczenia otrzymać.

Tydzień później przyniosłam poprawioną i rozszerzoną prezentację, w której miałam również wzmiankę, że dużo mężczyzn gra żeńskimi postaciami. Kobieta zapytała mnie, czy to osoby transseksualne grają takimi postaciami, na co odparłam, że nic mi o tym nie wiadomo, a jeśli już, to pewnie nie wszystkie. Babka dorobiła do tego sobie teorię, że to osoby transseksualne, które boją się zrobić coming-out i jedynie w świecie cyfrowym mogą się realizować. Postanowiłam podjąć dyskusję i opowiedziałam, że nawet część moich normalnych kolegów gra czasami kobiecymi postaciami, na co ona, że pewnie chcą popatrzeć na wyseksualizowane kobiety i mogą w przyszłości być sprawcami gwałtu. Chciałam podjąć dalsza dyskusję, ale uciszyła mnie twierdząc, że nie chce słuchać szerzonej tu przeze mnie mowy nienawiści i że jeszcze jedno słowo i znowu mnie obleje. Tak więc już o niczym nie dyskutowałam, ale ciężko się tego słuchało, jak podjęła z resztą grupy dyskusję w tym temacie i każdy się z nią zgadzał. Niby polityka progresywna na naszej uczelni miała służyć też temu, żeby każdy miał prawo do wolności słowa niezależnie od swojej tożsamości, a jak widać, ta wolność słowa jest mocno wybiórcza i jeśli nie zgadza się z ideologią progresywną, to jej nie ma.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 4
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 3

116
Od momentu wprowadzenia polityki progresywnej na mojej uczelni (III i VI rok moich studiów) nagle dostawałam wiele wezwań z powodu zażaleń składanych do dziekanatu przez studentki w związku z prowadzonymi przeze mnie w ramach praktyk zajęciami. Przez pierwsze dwa lata moich praktyk był względny spokój - wprawdzie zawsze znalazła się jakaś bojownicza aktywistka, która co chwilę przeszkadzała mi w prowadzeniu zajęć, ale poza gadaniem nie było żadnych chorych sytuacji.

Jednak począwszy od III roku, po oficjalnym wprowadzeniu progresywnej polityki, żeby zapobiec dyskryminacji mniejszości, ich stygmatyzacji i izolowaniu, zaczęło się wszystko komplikować. Warto tutaj zaznaczyć, że w etyce zmienili nam parę rzeczy i nie mogliśmy używać skrótu krótszego, niż "LGBTQ+" mówiąc o tej społeczności.

W przeciągu zaledwie 2 lat wpłynęło aż 8 zażaleń pod moim adresem związanych jedynie z tym, że użyłam sformułowania "LGBT" zamiast "LGBTQ+". Dostawałam pouczenia, że część studentek poczuła się urażona moją ignorancją, gdyż identyfikują się jako queer, panseksualne itp. (poza tymi dwoma nazwami reszty nawet nie pamiętam, jak się nazywały te tożsamości, więc mi wybaczcie - było to dla mnie dosyć nowe i poza tymi dwoma w miarę popularnymi nie byłam w stanie zapamiętać całej reszty). I ile to razy słyszałam, że muszę obowiązkowo używać tego skrótu z literą "Q", bo mamy na uczelni sporo studentów queer, a także tego "+", żeby inne mniejszości nie poczuły się pominięte albo izolowane z grupy.

Napłynęły też aż 3 skargi na to, że umniejszam kobietom. Chodziło tutaj akurat o to, że używałam sformułowania "gracze" albo zapytana, czy gra tyle samo mężczyzn i kobiet, mówiłam, że raczej jest nieco więcej mężczyzn, a co najmniej tak pokazują na razie badania i że zależy od gry, bo są też takie zdominowane przez kobiety. Pojawiło się wtedy wiele zażaleń, że szufladkuję ludzi, bo twierdzę, że kobiety i mężczyźni mają inne upodobania co do gier.

I jeszcze wpłynęły 3 zażalenia w sprawie wspomnianej już przeze mnie wcześniej niebinarnej Kasi, ale tutaj nie będę przytaczać tego po raz kolejny. Za to jeszcze w semestrze letnim spotkałam kolejną ciekawą osobę, ale już nie w trakcie zajęć, które prowadziłam, a podczas których miałam hospitacje. Przeprowadzałam wtedy ankietę do badań. Po rozdaniu kartek jedna dziewczyna stwierdziła, że jej nie rozwiąże, bo są tylko dwie płcie w metryczce: kobieta i mężczyzna. Stwierdziła, że jest wykluczana, bo nie może zaznaczyć żadnej. Na co wykładowczyni poprosiła mi, żebym przerwała ankiety, poprawiła metryczkę, jeszcze raz wydrukowała i przyniosła za tydzień wszystkim poprawionym, bo może jest ktoś jeszcze, kto nie uzewnętrznił się jeszcze ze swoją tożsamością. Zrobiłam tak, jak kazali - poprawiłam ankietę dodając trzecią opcję: "Inna". Tydzień później przyniosłam, ale ta sama studentka miała znowu problem z ankietą, bo poczuła się urażona przez sformułowanie "Inna", nawet jeśli było pole na wpisanie, jaka, bo poczuła, że się w ten sposób jej umniejsza. Na co powiedziałam, że może nie rozwiązywać w takim razie, jeden respondent mniej to nic takiego albo może nie wypełniać i oddać pustą, to unieważni się i tyle. Po ponad tygodniu wpłynęło zażalenie odnośnie tamtej sytuacji, że studentka czuła się wyizolowana z grupy, bo pominęłam ją w ankiecie, a ona też chciała wziąć udział w badaniu, jak inni. I że poczuła, że jej się uwłacza przez sformułowanie jej tożsamości płciowej jako "Inna". Zostałam upomniana, ale... na tym na szczęście skończyło się, nie musiałam dawać ankiety do ponownego wypełnienia.

I jeszcze jedna ciekawostka - jedna kobieta ze studiów III stopnia rok niżej ode mnie wypisała wszystkie 50-parę płci w swojej ankiecie do badań i miała potem problem z opracowaniem danych, bo metryczka była zbyt obszerna i nie zdążyła na czas. Po usłyszeniu tego, nawet cieszyłam się, że ja nie dałam się aż tak zwariować i mimo tego, że zdarzyły się pojedyncze komplikacje, swoje wyniki udało mi się opracować w czasie.
Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 3
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.16897678375244